"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

środa, 22 września 2010

MP2 w Karkonoszach!

Kiedy ja byłam we Wrocławiu, Marysia dzielnie zdawała zaległe egzaminy i pakowała plecak by do mnie dołączyć. Wybrałyśmy Karkonosze, ponieważ:
- całkiem łatwo do nich dojechać nawet z Gdańska
- ja byłam już we Wrocławiu, skąd jest jeszcze łatwiejszy dojazd
- uwielbiam Karkonosze
- całych jeszcze nie przeszłam
Maria nie miała zbytnio wyjścia i dojechała do mnie ;) Powitałam ją na wrocławskim dworcu, zmieniłyśmy peron i czekałyśmy na pociąg do Jeleniej Góry. Przyjechał, wsiadłyśmy i zadowolone jedziemy. Zadowolone byłyśmy do czasu, kiedy nadeszła kontrola biletów w postaci całkiem miłego konduktora. Okazało się, że co prawda jedziemy do Jeleniej Góry, ale nie tym pociągiem co trzeba. Bo "przecież on jedzie przez Węgliniec, a wy powinnyście jechać przez Wałbrzych!" Jakie to oczywiste dla mieszkanek Pomorza, prawda? Ale wytłumaczyło to nam przynajmniej skąd ponad czterogodzinny czas przejazdu. Skończyło się na dokupieniu biletu, na uwadze konduktora, że chyba za dużo imprezujemy i jego zwątpieniu czy oby w termosie znajdowała się sama herbata (a była tylko herbata!). I na koniec zostałyśmy "gwiazdeczkami" relacji Wrocław - Jelenia Góra przez Węgliniec. Przy okazji zwiedziłyśmy wzdłuż cały Dolny Śląsk, jechałyśmy nawet przez Zagajnik i wydaje mi się, że byłyśmy jedynymi osobami, które przejechały całą tę trasę owego dnia!Dotarłyśmy w końcu do Karpacza, jakoś po 19, i zdecydowałyśmy, że idziemy do Samotni - schroniska położonego nad Małym Stawem. Nie byłam w zbyt wielu schroniskach ale Samotnia jest chyba moim ulubionym. Doszłyśmy tam już po zmroku idąc niebieskim szlakiem, były chwile zwątpienia, bo ja, największy tchórz świata przecież, zawahałam się oczywiście przy szumiącym w nocy potoku czy wiejącym wietrze (na szczęście sama nie byłam:)). Przy okazji kazałam Marysi klaskać, bo zobaczyłam oczy, lisa zapewne, ale klaskanie w niczym nie zaszkodziło. W Samotni niestety nie sprzedali nam piwa (a to pech, chwile wcześniej zamknęli bar), więc dość wcześnie położyłyśmy się spać..
Rano wstajemy, patrzymy za okno, nawet coś widać:Zadowolone więc pakujemy plecaki, by lecieć dalej. Plan na owy dzień: Samotnia - Dom Śląski - Słoneczniki - Odrodzenie. Zrezygnowałyśmy ze Śnieżki po tym jak wyszłyśmy ze schroniska i zobaczyłyśmy chmurę:Maria nawet się trochę przejęła tym, że nie widzi Śnieżki..Idąc dalej spotkałyśmy całe mnóstwo harcerzy. Okazało się, że w tym czasie akurat w Karkonoszach ma miejsce raj Granica. Jakiś punkt kontrolny zlokalizowany był przy Słoneczniku, gdzie zrobiłyśmy sobie krótką przerwę.Do Odrodzenia przybyłyśmy jakoś po 14, udało nam się zdążyć przed gradem i deszczem, które spadły na ziemię chwilę później.. W Odgrodzeniu jak w jakiejś karczmie, mnóstwo ludzi szwendających się między barem i stolikami, niektórzy wchodzili, inni wychodzili.. Niektórzy wyglądali jak lajkoniki czy posiadali iście kacze kupry. Załatwiłyśmy sobie nocleg i już czyste zeszłyśmy do baru na obiad, gdzie muzyka wydobywająca się z głośników odzwierciedlała chyba pesymistyczny stan ducha barmanki. Można było naprawdę doła załapać kiedy wyjąca Flinta oznajmiała światu, że żałuje, że go znała itp itp. Poznałyśmy za to interesujących kolarzy, którzy po półgodzinnej rozmowie zapraszali już nas byśmy dołączyły do nich, bo oni mają saunę! :) A my pozostałyśmy twarde jak Pielgrzymy i pozostałyśmy grzecznie w schronisku. Później nawiązałyśmy znajomość z Dominiką i Maćkiem (pozdrowienia!), fajnie się siedziało i piło piwko:) Na koniec dnia spróbowałyśmy z Marią zagrać w ping-ponga.. Niestety totalnie nam nie wychodziło, czyżby wypite piwo (na zakwasy oczywiście!) robiło swoje? Następnego dnia Dominika myślała, że ktoś ciągle trzaskał drzwiami, a to były tylko nasze nieudolne próby gry ;)
I zdjęcie sprzed schroniska:Tego dnia chciałyśmy dotrzeć na Szrenicę. Pogoda niby lepsza niż dnia poprzedniego, ale uwierzcie mi na słowo - wiało jak ho ho! Aż mnie przewiało ;/ Niestety ten dzień wypadł w sobotę i sporo osób było na szlaku, Czechów, którzy dojechali na Przełęcz Karkonoską czy Polaków, którzy wjechali wyciągiem na Szrenicę. Szło się fajnie, pierwszy raz byłam w tej części Karkonoszy i po drodze podziwiałyśmy między innymi Śnieżne Kotły. Zastanawiałyśmy się czy nie nocować w schronisku Pod Łabskim Szczytem, ale ostatecznie wybrałyśmy Szrenicę i okazało się, że słusznie - Pod Łabskim nie było miejsca. A widok ze szczytu na Kotlinę Jeleniogórską cudny :-)Ze Szrenicy schodziłyśmy już do Szklarskiej Poręby. Byłyśmy konsekwentne i tak jak w czasie prawie całej wędrówki trzymałyśmy się czerwonego szlaku. Dość szybko doszłyśmy do tej mieściny, gdzie trochę się poszwendałyśmy, zjadłyśmy coś i dowiedziałyśmy się, że jednak nie ma tego pociągu do Jeleniej Góry.. Na szczęści PKS działa tam dobrze ;)
Wyjazd był niestety tylko 3-4 dniowy, ale tego mi trzeba było - oderwać się od miasta, pracy i myśli.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć Marysi w jej galerii.

10 komentarzy:

  1. tak, mi też tego było trzeba! wyjazd iście przepełniony przygodami ;) Przez konduktora, który nazwał nas gwiazdeczkami, przygnębioną barmankę w Odrodzeniu ("jestem samaaaa, taki loooos,niekochana" - biedna barmanka), dowcipnych panów z ratowniczych samochodów, mówiących, że to niebezpiecznie stać w rozkroku nad rowem (jak też stałam) i pytających o drogę w Karkonosze, kolarzy z sauną i dziwnie znajomego Michała, wesoły autobus, jak to nazwała nasz pokój pani z recepcji na Szrenicy, po chrapanie Gosi i wieeeele, wieeeeeele innych ciekawych rzeczy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurczę, zapomniałam o rozkroku :P wlasnie w taki sposób Marysia podrywała panów z GOPRu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no przecież wszyscy wiedzą już chyba, że chrapię. ale najważniejsze - mi to nie przeszkadza :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Gosia nie leż na kamieniach, bo wilka złapiesz.

    nie rozumiem czemu te skały się nazywają słoneczniki.

    a mapy mojej do Rabki nie zapomnij! ja Twoje odbieram w pon!

    OdpowiedzUsuń
  5. ja też nie rozumiem. słoneczniki wcale na nich nie kwitły. mapę zabiorę ;) a wilk mi nie straszny, gorsza jest kupa, która tam się znajdowała i której nie zauważyłam, ale na szczęście głowę obok położyłam :-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Myśmy z Maćkiem raz szli wieczorem i nagle słychać jakieś straszne warczenie, więc przypomniało mi się wasze klaskanie xD. Ale no to chyba nie był jakiś zły zwierz, tylko.. sama nie wiem, ale potem już nie warczało. A już miałam klaskać ze strachu xP

    A i oczywiście, że nocowaliśmy w Samotnii :)

    pozdrawiam, Dominika

    OdpowiedzUsuń
  7. pisze się, pisze.. tak jak kilka innych rzeczy.. tylko jakoś czasu brak ;)

    OdpowiedzUsuń