"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Mam talent

Coraz bardziej przekonuję się w tym, że każdy z nas ma jakiś talent. Niekoniecznie artystyczny czy objawiający się w denerwowaniu ludzi. I coraz częściej myślę, że odkryłam jakiś talent w sobie, mianowicie zdolność do przewracania się. W ciągu niespełna 2 lat, pięć razy zaliczyłam przysłowiową glebę. Piszę o tym na owym blogu, ponieważ zdecydowana większość z nich miała miejsce w czasie moich podróży. I nie wiem co się dzieje, czy ja jestem taką ciamajdą, że ciągle się wywracam, czy może to, że wolę bujać w obłokach i podziwiać wszystko to wokół, zamiast patrzeć się pod nogi?
Ostatni wypadek natchną mnie do zrobienia osobliwej galerii, przedstawiającej moje "pamiątki".

Zacznijmy od Indii (marzec 2010). Przewróciłam się w miłe święto - dzień kobiet - tak paskudnie, że odwiedziłam hinduską przychodnię, co było całkiem ciekawym doświadczeniem. Ślad po tej przygodzie do tej pory mam na prawym kolanie. Po trzech dniach wyglądałam tak:

Następnie, także w roku 2010 (koniec grudnia) kolanami powitałam ziemią marokańską tuż po przekroczeniu granicy z Mauretanią. Nie było tak strasznie, jak za pierwszym razem, ale kolana ładnie mi spuchły (na prawym kolanie blizna z Indii):

Maj 2011. Tym razem Polska i niestety bez zdjęcia. Dziękuję władzom UG, czy komu tam innemu, że w czasie koncertów tak postawili jakiś durny namiot, że pod jego cieniem całkowicie schował się krawężnik zlokalizowany na drodze do WC. Dzięki temu posunięciu miałam obite kolano, zdarty nadgarstek i zdarty policzek. Dobrze, że coś mnie wcześniej tknęło i schowałam okulary do torby. A i z tego co wiem, nie tylko ja zaliczyłam glebę w tym miejscu.

Turcja. Gleba nr 1 - Antalya, październik 2011. Prawie nic się nie stało, poza tym, że zielone spodnie znowu wylądowały u krawca. Idąc, czytałam przewodnik po tym pięknym kraju i w pewnym momencie klęknęłam. Do tej pory nie wiem jak.

Gleba nr 2. Izmir. Środek deszczowej nocy, nawet koty nosy pochowały. Noga zleciała z krawężnika (taaak, sama..), trochę się wykręciła, z nią poleciały kolana, twarz na szczęście cała. Jakoś doczłapałam się do domu, zagryzając wargi i połykając łzy (twarda jestem przecież, nie mogłam pokazać, że boli, nie?), stopa cała spuchnięta. Następnego dnia (nie pytajcie dlaczego dopiero następnego dnia, długa historia z PZU w roli głównej) odwiedziny w szpitalu, śłiiitaśne focie mi strzelili, kazali kupić kule (a jak!) nałożyli bandaż i pomachali na do widzenia. I to jest chyba najgorsza gleba, jaką miałam, ponieważ jestem w chwili obecnej ciut uziemiona z moimi nowymi koleżankami..


Taki oto mam talent! Mam nadzieję jednak, że nie będzie się on bardziej rozwijał i że owa galeria już się nie powiększy!
Pozdrawiam z zasypanego śniegiem Afyon!! ;-)

ps. Taratata, a blog ma dwa lata! :D

wtorek, 20 grudnia 2011

Afyon. Foty cz.1

W koncu obıecane zdjecia z mijesca, gdzie od jakis 3 mieciecy mieszkam! :) nie bede sie rozpisywac o samym Afyon, wczesnıej juz napisalam kilka slow, chce natomiast pokazac Wam jego starsze oblicze. Ostatnio mialam w koncu okazje troche sie poszwedac po troszke zpomnianej czesci tego miasta. Pisze w koncu, poniewaz to nie jest tak, ze ja tam siedze non stop, od polowy wrzesnia spedzilam w Afyon tylko trzy weekendy! :)
Czesc 2 czyli nowsza strona Afyon wkrotce :)
A teraz pozdrawiam z Izmiru!! :-)

















piątek, 16 grudnia 2011

Zwiedzamy Turcję - Bursa

W Bursie byliśmy już jakiś czas temu, ale nie złożyło się by co nieco napisać o tym mieście.. Jak zwykle nie była to długa wycieczka, z Afyon wyjechaliśmy w piątek wieczorem, by do celu dotrzeć po 1 w nocy. Po drodze w Eskisehir spotkaliśmy się ze znajomymi Mela z Ankary, gdzie zmieniłam środek transportu - dołączyłam się do nich.
A teraz kilka słów o mieście. Bursa jest miastem dość ważnym do Turków, ponieważ było ono pierwszą stolicą Imperium Osmańskiego. Znane jest między innymi z zimowego kurortu Uludağ, gdzie się nie wybraliśmy. Niektórzy Bursę kojarzą z... gejami ;) Jak powiesz [ty, mężczyzno] że jesteś z Bursy, to możesz zobaczyć na twarzy rozmówcy ironiczny uśmieszek. Jednak to tylko plotki, znam kilku chłopaków z Bursy i raczej nie mają odmiennych preferencji seksualnych.
Wracając do wycieczki, to w sobotę oczywiście wstaliśmy nieśpiesznie i udaliśmy się nad Morze Marmara (Turcja ma 4 morza jakby ktoś nie wiedział :D) pospacerować po promenadzie rodem z Ustki i zjeść pyszną rybę rodem z Helu. Miejsce to nosi nazwę Mudanya. Wieczorem Daria prezentowała swoje umiejętność w otwieraniu wina drewnianą łyżką, z czego zrobiłyśmy nawet produkcję filmową. Pominę fakt, że pierwsza butelka wylądowała w połowie na ścianie..
Na niedzielę przypadło zwiedzanie samej Bursy, co zw względu na czas i zimno nie zajęło nam zbyt wiele czasu.. Czasami mam wrażenie, że niektóre miejsca odwiedzam bardzo "po łebkach". Nie, to nie jest wrażenie, to jest prawda niestety. Nie zawsze mam czas by dokładnie poznać dane miejsce, ale cieszę się że chociaż choć trochę udaje mnie się poznać Turcję :-)









wtorek, 6 grudnia 2011

Rakι


Rakι [czyt. raky] to tradycyjny turecki trunek, około 45%, sporządzany z winogron. Jego charakterystyczną cechą jest anyżowy smak, co nie wszystkim przypada do gustu :) Rakι pije się z chłodną wodą, po dodaniu której napój zmienia kolor na biały [ponoć dzięki anyżowi]. Z tą zamianą wiąże się historia - wówczas Allah myśli, że w szklance jest mleko :)
Przy piciu tego trunku ważne są trzy aspekty: rakι, ryby i miejsce. Bowiem rakι pije się wraz z przystawkami, głównie z rybą, serami. Ostatnio zostaliśmy zaproszeni na konsumpcję owego trunku i gospodarz oczywiście przyrządził pyszną rybę!
Zaczynamy pić. Wznosimy szklanice i ponoć najwyżej swoją podnosi najstarsza osoba w gronie [ciekawe kto :D]. I dopóki ostatnia osoba nie dopije swojego przydziału, nie dolewamy trunku, choć z tym bywa różnie, bo spotkałam się z przeróżnymi podejściami do tego zwyczaju. I niektórzy stukają szklanką o podłogę - bo zmarli też chcą skosztować rakι :-)
Osobiście - nie przepadam za rakι, ale i tak życzę smacznego :-)

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Z innej beczki. Arabia Saudyjska.

Z innej beczki. Nie będzie o Turcji, na której chwilowo się skupiam, lecz o Arabii Saudyjskiej. Nie, nie zrobiłam sobie wycieczki na ten półwysep :-) Zacznijmy od początku.
Dopóki nie przeczytałam trzeciego rozdziału książki "Przeklęta ziemnia" [Tony Wheeler] nie zdawałam sobie sprawy jak mało wiem o tym kraju. Widziałam, że kobiety nie mają tam prawie żadnych praw, ale nie docierało do mnie, jak naprawdę ich sytuacja wygląda w Arabii Saudyjskiej.
Autor nie skupia się tylko i wyłącznie na kwestii kobiet, przedstawia ten kraj z punktu widzenia turysty i opisuje czekające go niespodzianki, trudności, obyczaje, absurdy [z naszego punktu widzenia] dnia codziennego. Jednak większość z tych zagadnień obejmuje wątek kobiecy, dlatego pozwalam sobie przytoczyć kilka cytatów z nimi w roli głównej:

"Dziś ta ograniczona i mocno ekskluzywna branża [turystyczna] wydaje się powoli wracać do równowagi, ale o wzięciu udziału w tych rzadkich wycieczkach można zapomnieć, jeśli jest się 44-letnią wdową, rozwódką lub panną. Kobiety w wieku poniżej 45 lat nie mają tu wstępu [do Arabii Saudyjskiej], jeśli nie towarzyszy im mąż lub ojciec. Odpowiedzialne męskie towarzystwo ma nad nimi czuwać i dbać o to, aby poprawnie się zachowywały."

"Stojąc w kolejce do kontroli na lotnisku w Nadżranie, zerkam ukradkiem przez ramię kobiety przede mną. Co też można zobaczyć na jej dowodzie tożsamości? Oczywiście, jeśli Saudyjka wybiera się za granicę, to w paszporcie musi mieć swoje zdjęcie. Inne kraje nie przyjęłyby nikogo, kto przedstawiłby zdjęcie z czarnym workiem na głowie. Tutaj problem identyfikacji zdjęcia na dokumencie prawa jazdy odpada, ale co musi się znajdować na dowodzie tożsamości miejscowych kobiet? Odpowiedź: zdjęcie męża."

"Nie mogą się także strzyc. W Arabii Saudyjskiej jest pełno fryzjerów męskich, ale salony fryzjerskie dla kobiet po prostu nie istnieją. Dostęp do zawodu fryzjerskiego mają tu tylko mężczyźni, a oni nie mogą obcinać włosów kobietom."

"Niezależnie od wszelkich BMW i mercedesów, Arabia Saudyjska to zdecydowanie Trzeci Świat, jeśli chodzi o antykoncepcję, kontrolę urodzeń i płodność. Przeciętna saudyjska kobieta ma obecnie ponad 16 dzieci."

Tony Wheeler, "Przeklęta ziemia", Wyd. Carta Blanca, Warszawa 2008, tłum. Grzegorz Fik.



Ogólnie ciekawa książka. Autor opisuje takie miejsca, do których za bardzo nie docierają turyści. Jestem w trakcie czytania i rozdział o Arabii Saudyjskiej jak na razie najbardziej mnie zaintrygował :)