"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

piątek, 19 sierpnia 2011

Kato.

Betonowe Katowice. To pierwsza myśl, która mi przychodzi do głowy na słowo "Katowice". Może jest krzywdząca, bo niby Katowice to ostatnio Miasto Ogrodów [czy Miasto-Ogród?], ale cóż, stereotypy mocno zakorzeniły się w mojej głowie. Nigdy nie byłam w tym mieście na dłużej niż kilka godzin, z poprzednich wizyt nie mam zbyt dobrych wspomnień. Tym razem wybrałam się do stolicy Górnego Śląska w celu bardzo rozrywkowym, mianowicie w dniach 5-7.08 miał miejsce tam OFF Festival. Wracając do samych Katowic, to nie widziałam za wiele tego miasta. Po wytoczeniu się z pociągu, zgubieniu w budowlanym labiryncie dworca, znalazłyśmy w końcu maka - była przecież 7 rano, czas na poranną kawę. Mak znajduje się na "deptaku". Nie mam pojęcia jak ta ulica się nazywa, na początku strzeże jej żaba w fontannie, ale jest to chyba najbrzydszy deptak jaki widziałam. Prawie nie ma knajpek, kamienice obwieszone są okropnymi,http://www.blogger.com/img/blank.gif nijak do siebie pasującymy reklamami, reklamującymi wszystko: punkty ksero, sklepy, knajpę, sex shop. Po wizycie w maku zachciało mi się zobaczyć symbol tego miasta - Spodek. Poczłapałyśmy się więc w jego kierunku, zrobiłyśmy fotę, posiedziałyśmy nad fontanną i dzida - znalazłyśmy autobus wiozący ludność nad Trzy Stawy, miejsce gdzie odbywał się festiwal. W czasie jazdy widziałam kilka miejsc, całkiem fajnych, które mogłabym bardziej zgłębić, zbadać - ale pierwsze wrażenie i tak mocno odcisnęło się na mojej psychice. A Trzy Stawy.. cóż.. chwała za reala i maka, i skarpę z krzakami, które dawały ciutkę cienia!
O festiwalu napiszę tyle, że było bardzo fajnie! Więcej możecie poczytać tutaj - opis m.in. Kamili.

Kilka zdjęć z Kato:






czwartek, 4 sierpnia 2011

Karpacz

Trzy tygodnie temu [!!] pojechałam do Karpacza. Na zawody oczywiście. W tym roku w Biegu na Śnieżkę wzięło udział ponad 230 zawodników. Nieźle. Biuro zawodów udało nam się ogarnąć w 2,5 godz. Też nieźle.
Wyjazd było bardzo na luzie - przynajmniej dla mnie. Jadąc do zahaczyliśmy o najpopularniejszą miejscowość w Polsce Zachodniej i nie mogłyśmy się powstrzymać przed zrobieniem zdjęcia:


A wracając zepsuł nam się samochód, dzięki czemu mieliśmy krótkie wczasy we Wrześni :) Nie zwiedzaliśmy, nie lataliśmy po sklepach, nic z tych rzeczy. Siedziałyśmy sobie na słoneczku, opalałyśmy nogi i piłyśmy piwko, a Paweł pracował :-)