"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

wtorek, 5 października 2010

MM2010 - Bieg na Stare Wierchy - Rabka-Zdrój

I zawody Mountain Marathon 2010 są już za nami. Ostania edycja miała miejsce w Rabce-Zdrój i nosiła nazwę Bieg na Stare Wierchy.
Do Rabki pojechaliśmy tydzień temu, tylkoja nie miałam za bardzo czasu by o tym do tej pory napisać.. więc piszę teraz :) ekipa niezbyt duża, bo i nie było za wiele roboty. Niestety część osób z północy musiała pojechać pociągiem, ale myślę, że laskom - Kamili, Marysi i Adzie zbytnio się nie nudziło, bo po przyjeździe całkiem niezłe historie opowiadały ;) A ja, Paweł, Maciek i Przyczepa jak zwykle zrobiliśmy tour de Pologne, ale zajęło nam to wyjątkowo mało czasu - jakoś po 12 już dojechaliśmy do celu. Odbierając materiały z UM w Rabce widzieliśmy jak miłej aparycji dziadek dość poobijanym samochodem stuknął w dość ładny samochód. Hyhy ;)
Nocowaliśmy w domu rodem z Wichrowych Wzgórz.. Duch Scarlett pewnie unosił się w pokojach albo siedział na wiekowych fotelach, z których można zrobić wiele ciekawych rzeczy [kibelek de lux?].
Sobota - cóż ja mam pisać o sobocie - wstaliśmy po 5, poszliśmy na amfiteatr, rozstawiliśmy wszystko co mieliśmy rozstawić i czekaliśmy, czekaliśmy i czekaliśmy na zawodników. Na szczęście w pewnym momencie zaczęli się zjawiać, trochę śmiesznie by było, gdyby nikt nie pobiegł ;)
A wieczorem zrobiliśmy Martynie niespodziankę urodzinową [sto lat! sto lat!!] i daliśmy kremówkę ze zwykłą świeczką, bukiet lizaków i misiaka-przytulaka :) Specjalnie dla niej duet w Kawiarni Zdrojowej zagrał Podhalańskie Tango, które ponoć miało wyciągnąć wszystkich na parkiet. Były tańce, owszem, przy pięknej muzyce, bardzo zmiksowanej czasami, przy piosenkach, których słów nie rozumiałam, ale to nie ważne. Ważne, że kuracjusze i autochtomi znakomicie się bawili! A co tam, ja też tańczyłam ;) Potem nawet jakieś wino się znalazło, po którym zasnęłam momentalnie, podczas gdy reszta pysznie się bawiła.
W niedzielę Rabkę odwiedział prawdziwa złota jesień. Było słonecznie, ciepło, miło. Poszłyśmy z laskami na spacer, podczas gdy faceci omawiali to i owo.
Wybaczcie chaotyczną wypowiedź, ale jakoś nie mam weny na pisanie.. Jakbym o czymś zapomniała, to proszę o przypomnienie. A ma ktoś zdjęcia??

5 komentarzy:

  1. nooo zacnie zakończyliśmy mountainowe maratony;) jak to szef powiedział, pierwszy raz byłam na imprezie z ludźmi, który przeżyli mnie nawet 4 razy! najlepsze tańce zaczęły się jak Ty poszłaś, Gosiu...niestety, chciałam Cię przywołać...zasnęłaś - życie to nie bajka...no nie?:D:D niedziela była wspaniała, złote liście, słońce, czipsy...;p;p podróż była taka zakręcona, że zapomniałam notatek z samochodu Pawła, na szczęście nie były mi potrzebne! :) ciekawe co się wydarzy w tą sobotę...hmmm :P

    OdpowiedzUsuń
  2. eee :P zarąbista wypowiedź! isostra więcej takich a nie sprawozdania :D pochłonąłem w parę sekund!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam wszystko w sercu, bo jestem stara i sentymentalna!
    Czekam na Złoty Stok!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też już czekam na złoty stok!! :-)

    OdpowiedzUsuń