"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

poniedziałek, 17 października 2011

Życie przeciętnego studenta w przeciętnym Afyon - studiowanie po turecku.

Miesiąc minął od kiedy wysiadłam na lotnisku w Stambule. Zleciało jak z bicza strzelił i wypadałoby napisać co nieco o samym Afyon oraz jak się żyje tam studentom.. Zacznę może od kilku słów na temat samego miasteczka. Wiecie już gdzie znajduje się ta mieścina, a jej dokładna nazwa brzmi Afyonkarahisar [nie do wymówienia ;)]. Byłam w tej miejscowości ponad 5 lat temu, "bycie" to może za dużo powiedziane, przypadkowo dojechaliśmy tam pociągiem ze Stambułu by złapać dalej busa do Antaly. Ale fakt faktem spędziłam w Afyon może 3 godziny i byłam naprawdę w głębokim szoku, kiedy dowiedziałam się, że mogę tam studiować. Co zapamiętałam? Hm... kurz, baterie słoneczne na dachach, okiennice na oknach, nijakość, bloki, cytadelę na górze po środku miasta i tyle. Byłam więc ciekawa jak to miasto [ponad 170 tys. mieszkańców!] wygląda teraz. Gdy pewnego wrześniowego dnia wysiadłam na dworcu autobusowym, zauważyłam już pierwsze zmiany - teraz autobusy nie wjeżdżają do miasta, tylko dowożą pasażerów do terminalu usytuowanego przy obwodnicy. Na miejscu czekał już na mnie Serhat, u którego miałam mieszkać kilka dni, wyszły dwa tygodnie. Jedziemy do miasta, mimo zmęczenia [całą noc spędziłam w autobusie] rozglądam się dookoła, ciekawa czy to co pamiętam ma jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tak! Pamiętam ten meczet! I to miejsce, gdzie kiedyś był dworzec autobusowy! Nie jest tak źle ;) Docieramy do mieszkania Serhata - w życiu bym tam nie trafiła mając tylko adres na kartce. Sposób zapisywania lokalizacji w Turcji jest nadal dla mnie zbyt skomplikowany, chyba nawet nie staram się go pojąć, jedyne co dobre, to to, że każdy budynek ma swoją oddzielną nazwę. Po południu wychodzimy coś zjeść. Uwielbiam turecką kuchnię, z niecierpliwością więc czekam co mi Serhat zaproponuje, nie będę jednak się tu rozpisywać na temat jedzenia, gdyż to jest zdecydowanie temat na oddzielny post. Po obiedzie pojechaliśmy odwiedzić ludzi z Olsztyna: Darię, Agatę, Kasię i Maćka - 4 studentów z weterynarii oraz spotkać się z Wojtkiem. I tak mi zleciał pierwszy dzień w Afyon.
Kolejne dni to wizyty na uniwerku, obserwowanie miasta, nauka drogi, ogarnianie miejskich autobusów. Uniwersytet położony jest za Afyon. Budynki na terenie kampusu są porozrzucane pośród traw niekiedy wysokich, niekiedy niskich, czasami nawet na znacznych odległościach (pozdrawiam weterynarię ;)), a tuż za bramą góruje budynek rektoratu. O biurze wymiany studenckiej mogę mówić w samych superlatywach, bez problemów wszystko załatwiliśmy, a wszyscy byli bardzo mili (chociaż może to zasługa Serhata, który we wszystkim nam pomagał? Gdyby nie on byśmy zginęli w czeluściach Afyon..). Zaliczyłam herbatkę (cay) z dziekanem, który walnął pochwalną mowę na cześć Polski i współpracy w naszymi uniwerkami. Starają się, starają. Może dlatego, że w tym roku jestem jedyną erasmuską na ich wydziale? Jeżeli chodzi o zajęcia, to ja mam szczęście - mój kierunek prowadzony jest w całości po angielsku, więc nie mam problemów ze zrozumieniem. Z drugiej strony, dzięki temu nauka tureckiego idzie mi baaaardzo opornie.. Do tej pory znam zaledwie kilka słów :( Zajęcia jak zajęcia. Po dwóch tygodniach mogę powiedzieć, że nie są trudne. Prowadzący omawiają kolejne rozdziały obowiązujących nas książek [po jednej na przedmiot], więc mam nadzieję, że większych problemów z zaliczeniem nie będzie. Obawiam się tylko tego, że przy takim sposobie wykładów zacznę się nudzić.
Poza studiowaniem w Afyon nie za wiele się dzieje. Owszem jest sporo knajpek gdzie można zjeść, wypić herbatę, ale w ŻADNEJ nie dostanie się piwa, które za to bardzo powszechne jest w sklepach monopolowych (tekel). W Turcji nie ma dużego wyboru jeśli chodzi o piwo. Ba! Prawie wcale go nie ma. Najbardziej popularny jest Efes, ale można także dostać Tuborga.
Cieszę się, że nie jestem sama w tym mieście, że pozostała 5 także wpadła na ten genialny pomysł by udać się na erasuma i w większości z przypadku trafić do Afyon. Na szczęście ludzie są tu całkiem mili i otwarci na znajomości. Także dobrze gotują, o czym mogłam się kilka razy już przekonać ;) Ale o jedzeniu będzie następnym razem ;)