"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

sobota, 28 stycznia 2012

Turkey trip cz.2. - Çanakkale & Troja

Çanakkale, to niewielka mieścina leżąca nad drugą turecką cieśniną - Dardanele, słynąca głównie z leżących nieopodal ruin sławetnej Troi oraz z działań wojenny w czasie pierwszej wojny światowej. Pojechałyśmy tam prosto ze Stambułu, wybierając nocny autobus, żeby zaoszczędzić na noclegu, co nie do końca było dobrym rozwiązaniem, ponieważ autobus wyruszył o 1 w nocy, a swą podróż zakończyłyśmy o 6:30. Fajnym akcentem było przepłynięcie cieśniny promem :) Ale co tu robić przed 7 rano, w zapomnianej o tej porze roku przez turystów miejscowości? Przede wszystkim chciałyśmy znaleźć jakiś tani nocleg, lecz na chęciach się skończyło - wylądowałyśmy na smacznej i taniej zupie.

Jednak pół godziny później zupa była zjedzona, herbata wypita, a za oknem nadal niezbyt jasno. Nieśpiesznie wytoczyłyśmy się na zewnątrz i rozpoczęłyśmy poszukiwania. Na pierwszy ogień poszedł hostel wymieniony w naszym przewodniku jako (oczywiście) najtańszy, który, jak się okazało, nie był taki tani (ach te ceny w Stambule, gdzie za nocleg płaciłyśmy 10tl od osoby!). Przeszłyśmy jeszcze kila uliczek, czasami pukając do zamkniętych drzwi i zachodząc na kawę (ja) do klimatycznej kawiarenki.

Wierzcie mi, Çanakkale o 8 rano wyglądało jak Gdańsk o 6 w dzień powszedni. Wszystko jeszcze zamknięte, a ludzie nadal pochowani pod pierzynami.
W końcu zatoczyłyśmy koło i znalazłyśmy się w pobliżu pierwszego hostelu, od którego ta mała ekspedycja po Çanakkale się zaczęła. I tam dałyśmy się namówić na wycieczkę do Troi. Oczywiście, że chciałyśmy tam jechać, ale na własną rękę. Jednak po przemyśleniu sprawy, stwierdziłyśmy, że biorąc wycieczkę szybciej tam dojedziemy, szybciej wrócimy i jeszcze tego samego dnia możemy udać się do Izmiru. Okazało się, że z nami wybiera się tylko jeszcze jedna osoba, miła mieszkanka Malezji, więc zostałyśmy zapakowane do bmwicy i wywiezione na wykopki, bowiem współczesna Troja jest zaledwie odsłonięta (znaczy odkopana) w 10%. Drugą zaletą tej wycieczki było to, że pojechał z nami przewodnik - Murat - dzięki któremu zwiedzanie ruin zajęło nam 1,5 godz, a nie pół, ile zapewne byśmy same na to poświęciły. Murat dość ciekawie opowiadał o historii tego miasta (kiedyś było miejscowością portową!), o jego legendach, pierwszych badaniach archeologicznych Schliemanna (chociaż badania, to może w tym przypadku nieodpowiednie słowo..). I był tak miły, że zrobił nam zdjęcie w koniu :)
Ale czy warto do Troi pojechać? To miejsce nie jest tak dobrze zachowane jak na przykład Efez, co jest skutkiem licznych pożarów - Troja to tak naprawdę dziewięć miast, zakładanych i odbudowywanych na zgliszczach poprzednich - ale na pewno ma jakąś wartość samą w sobie i odpowiedź na to pytanie zależy od naszych oczekiwań. Jeśli lubisz historyczne miejsca, chcesz zobaczyć to miasto o którym pisał Homer i nie masz problemów z wyobraźnią, to jedź. I w tym przypadku naprawdę warto wziąć przewodnika (chociaż zapewne tak jest w wielu miejscach), który wyjaśni, które kamienie są z którego miasta. Jeżeli natomiast nudzą cię takie sprawy to sobie odpuść.


I tak po spędzeniu prawie 3 godzin z historią, wróciłyśmy do Çanakkale, gdzie miałyśmy jakieś dwie godziny. Poszłyśmy na spacer, zobaczyłyśmy kolejnego konia, przeszłyśmy się bulwarem przy przystani jachtowej, wypiłyśmy piwo. Latem musi to być cudne miejsce. Może kiedyś uda mi się tam wrócić?


Następnym etapem naszej wycieczki, wybranym po długich przemyśleniach i kalkulacjach, był Izmir :-)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Turkey trip cz.1. - İstanbul


Kolejny raz w dawnej stolicy Imperium Osmanskiego, tym razem spedzilam tutaj 6 dni, co uwazam za wystarczajaca ılosc czasu by zwıedzıc najwzniejsze zabytki tego miasta. W nocy z srody na czwartek odebralam Agate z lotniska i tak zaczela sie nasza mala, turecka przygoda. Przez te kilka dni zobaczylysmy: Hagia Sofia, Blekıtny Meczet, Cysterna Bazyliki, Hıppodrom, Sultanhamet, Grand Bazar, Mala Hagia Sofia, Palac Topkapı, Süleymaniye Meczet, Bazar przypraw, Most Galata, Wieze Gatata, Taksim, İstiklal Caddesı, Beyoğlu, Kadıköy, wystawe akwarel Dalıego, bylysmy pod muzeum Adama Mickiewicza.

Z tym ostatnım obiektem mialysmy troche problemow. Moja wczesniej narysowana mapa okazala sie niewystarczajaca by odanelezc dom, w ktorym nasz wıeszcz umarl. W koncu postanowilam zapytac sie kogos. Njapıerw w cıastkarni mniej wiecej nam wytlumaczyli, ze mamy sie cofnac. Dodam, ze w tym czasie w owej okolicy znajdowal sie lokalny, bardzo zatloczony, targ. Ok, wracamy, domu nadal nie mozemy znalezc. Produkuje sie dalej i pytam babe wychodzaca z piwnicy:
- Adam nerede? [gdzıe jest Adam? z tym, ze po turecku adam oznacza czlowieka]
- Burada!! [Tutaj!! ı wskazuje na swojego meza..]
Nie zniechecam sie i probuje dalej, tym razem zwracam sie do meza:
- Usta, Adam Mickiewicz Sokak nerede? [Szefie, gdzie jest ulica Adama Mickiewicza?]
Naszczescie muzeum bylo tuz za rogiem. Niestety pocalowalysmy klamke..


Wiem, ze moglybysmy zobaczyc duzo, duzo wıecej, ale nasze spokojne tempo zwiedzania nie pozwolilo nam na to. A i przeciez cos musi mı zostac do zobaczenia nastepnym razem ;)
No i nie myslcie, ze tylko zwiedzalysmy. Udalo nam sie od czasu do czasu wypic slynne tureckie piwo i z hostelowa ekipa wyskoczyc na impreze, ba! zalapalysmy sie nawe na urodzinowe ciasto jednej Angielki :)
A teraz pakujemy plecaki i w nocy smigamy do Çanakkale :)

wtorek, 17 stycznia 2012

Przekąski, zakąski

Było już o dniach głównych, więc teraz pora na deser :) Czyli co możemy w Turcji zjeść, gdy dopadnie nas mały głód. I znowu nie będzie wszystkiego, bo wszystkiego niestety nie da się tu umieścić.. Smacznego jeszcze raz :)

1. Baklawa.
To deser składający się z ciasta francuskiego przełożonego orzechami, miodem, cukrem, polany lukrem bądź syropem i na koniec posypany zmielonymi pistacjami. Za jednym razem udało mi się zjeść 6 kawałków z dodatkiem zimnych lodów, ale to była zdecydowanie przesada.. Można się niemiłosiernie zasłodzić :-)


2. Höşmerim.
Nie jestem wybitną kucharką, ba! nawet przeciętną, więc trudno mi opisać z czego złożone jest höşmerim - smakowało jak kruszonka z obfitą ilością miodu czy cukru, być może z dodatkiem masła? Nie wiem, ale było pycha :)



3. Lokum.
Inaczej zwane tureckim przysmakiem. W konsystencji przypomina galaretkę i jak na Turcję przystało jest bardzo słodkie. Lokum można spotkać w przeróżnych smakach i kolorach. Możne zawierać takie dodatki jak: czekolada, wiórki kokosowe, orzechy.


4. Pişmaniye.
To kolejny słodki turecki smakołyk, z wyglądu przypominający watę cukrową w smaku jednak przypominający chałwę (chałwy dziś nie będzie).


5. Aszure.
Obiecuję, to już ostatni deser! Aszure, robi się głównie w Dzień Aszura, jeden z ważnych dla muzułmanów dni w roku. Jego skład jest dość dziwny (co związane jest z pewną legendą..), bowiem do naczynia wrzucamy: pszenicę, fasolę, ciecierzycę, kukurydzę, orzechy włoskie, laskowe, suszone figi, morele, jabłko, rodzynki, porzeczki, granaty i w sumie wszystko co nam wpadnie pod rękę :) Przyznam się bez bicia, że ze względu na bardzo specyficzny smak zjadłam tylko jedną łyżeczkę owego dnia.


6. Midye dolma.
Midye dolma to jedna z moich ulubionych przekąsek - małże faszerowane ryżem, cebulą, czasami innymi dodatkami. Farsz spożywamy po uprzednim skropleniu cytryną. Palce lizać!


7. Simit.
Czyli obwarzanek posypany sezamem. Nic dodać, nic ująć :-)


8. Kasztany i kukurydza.
Pieczone kasztany i gotowaną kukurydzę także dorzucam do tego tematu. Budki w tymi przekąskami można spotkać dość powszechnie.



Nie wiem jak wy, ale ja już jestem pełna po tych wszystkich pysznościach :-)

wtorek, 10 stycznia 2012

Istanbul cz.2!

W ostatni piątek znowu mnie wywiało do tego miasta, o którym już wcześniej napisałam co nieco, więc teraz więcej zdjęć niż tekstu :-)

Hagia Sofia - czyli Kościół Mądrości Bożej, obecnie przemianowany na muzeum. Jedna z najciekawszych rzeczy, jakie widziałam. Zdecydowanie polecam :)









Widok na Błękitny Meczet:


Błękitny Meczet w środku - cudo!




I jeszcze Cysterna Bazyliki - podziemny zbiornik wodny, który znajduje się pod miastem.



poniedziałek, 2 stycznia 2012

Afiyet olsun!

Afiyet olsun! Czyli smacznego :)

Ten wpis miał powstać dawno temu, zdecydowanie jeszcze w roku 2011, ale że jestem tak ogarnięta, możecie go przeczytać dopiero teraz. Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z opublikowaniem tematu, który bardzo lubię i który jest bardzo przyjemy - dziś będzie o jedzeniu.
Poznawanie nowych smaków jest dla mnie jedną z najprzyjemniejszych stron podróżowania. Może dlatego, że uwielbiam jeść? I uwielbiam nowe smaki, a takich nie brakuje w Turcji :) I nie mam tu na myśli tylko kebabów, które swoją drogą, znacznie różnią się od tych spotykanych w Polsce. Na korzyść oczywiście.
Ogólnie to nie jestem znawczynią kuchni świata, często bywa, że zapominam nazwy danych potraw czy przypraw, więc wybaczcie, że ten wpis może być trochę chaotyczny. Przedstawiam Wam poniżej tylko garstkę potraw, które można tutaj spotkać, bez żadnej reguły w ich umieszczaniu. Smacznego, zaczynamy! :)

1. Lahmacun [czyt. lahmadżun].
To była pierwsza potrawa, którą zjadłam w Afyon, inaczej nazywana pizzą turecką. Na cienkim cieście serwowane jest drobno zmielone mięso, skraplamy danie cytryną, nakładamy warzywa, zawijamy i się zajadamy. Bardzo lubię :)

fot. turcjawsandalach.pl

2. çiğ köfte.
Posiłek o specyficznym, jak dla mnie, smaku. Występuje w dwóch wersjach: mięsnej i bezmięsnej. Mi przydarzyło się zjeść wersję mięsną. Ogólnie köfte oznacza wszelkiego rodzaju mięso mielone. Ten wariant - çiğ köfte - przygotowują głównie mężczyźni, ponieważ wiąże się to z godzinną pracą - ugniataniem składników. Gdy farsz jest już gotowy, zawija się go w ciasto z dodatkiem warzyw i wcina. Po dodaniu odpowiedniego sosy jest naprawdę ostre!


3. Gözleme.
Kolejna tradycyjna turecka potrawa. Gözleme przypomina mi nasze naleśniki z farszem - ziemniaczanym lub serowym [preferuję te pierwsze, swoją drogą pierwszy raz jadłam naleśniki z ziemniakami :)] lub jakimkolwiek innym, tradycyjnie wypiekane na kamiennym piecu. Poniżej wersja wypasiona, takie normalne gözleme, to zwykły placek :-)


4. Kebaby
Może trochę z przekory nie zaczęłam od kababów, może trochę z przypadku. Wydaje mi się, że jest to najbardziej rozpowszechnione tureckie danie w Polsce, nie wiem czemu, kuchania turecka jest przecież tak bogata! Ale wracając do tematu, pod mianem kabab, znajdziemy wszelkiego [prawie] rodzaju mięso grillowane i nie zawsze jest ono podawane w bułce [jak u nas]- tak wyglądają wersje na wynos [np. dürüm kebab], częściej można spotkać je w wersji na talerzu [z chlebem lub bez, w zależności od rodzaju]. Nie ukrywam, że dość często jadam ową potrawę, głównie dlatego, że jest w miarę tania i szybko się ją przyrządza.


5. Pide.
To kolejne danie, którego bazą jest pieczone ciasto, ale troszkę grubsze niż w przypadku lahmacun. I do tego o innym kształacie - pide jest podłużne, a po upieczeniu rozcinane na mniejsze kawałki. Można je znaleźć w różnych wersjach: mięsne, serowe, mieszane.



6. Mantι
Mantι to coś a'la nasze uszka do barszczu, tylko oczywiście inaczej wyglądają [ale mają farsz w środku!]. Gotuje się je jak makaron, podaje np. z jogurtem i pastą pomidorową, czasami doprawione miętą. Szybko, łatwo i smacznie :)

fot. turcjawsandalach.pl

Ok, to w wielkim skrócie opis tego, co tu jem. A skoro już zjedliśmy, należy popić. Proponuję ayran - pyszny jogurt z wodą i solą:

albo turecką, mocną herbatę, podawaną oczywiście w małych szklankach:

czy też kolę turka:


A deser, czyli słodkości, będzie w kolejnym poście!