"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

niedziela, 6 listopada 2011

Kapadocja

Kapadocja. Druga księżycowa kraina, którą odwiedziłam, lecz ta znacznie rozleglejsza, większa i mogę chyba nawet stwierdzić, że bardziej niesamowita. Chyba każdy słyszał o tym regionie Turcji, słynącym z pięknego wulkanicznego krajobrazu, z kościołów, domów czy nawet całych podziemnych miast wykutych w skałach. Wybraliśmy się tam tydzień temu, niestety tylko na weekend. Dobrym udogodnieniem było to, że mieliśmy do dyspozycji własny autobus, odpadło nam szukanie i czekanie na transport, znacznie szybciej się przemieszczaliśmy. Był to dość dobry termin, nie było jeszcze zbyt zimno, a turystów odwiedzających Kapadocję teraz jest coraz mniej.
Na pierwszy ogień poszła Dolina Ihlara, gdzie ponoć kręcili Gwiezdne Wojny (nie wiem, nie widziałam, ale chyba z 10 osób to powiedziało). Dolina owa ma około 14 km długości i jej środkiem płynie strumień Melendiz. Z racji bardzo, ale to bardzo napiętego programu, a może bardziej dlatego, że wszyscy byli wykończeniu nocną podróżą, przeszliśmy może jej 1/14 ;) A żeby zejść na dno trzeba było pokonać 397 schodów. W zboczach doliny mogliśmy zwiedzić wydrążone w skałach kościoły datowane na czwarty wiek n.e.



Następnie postanowiliśmy trochę zmienić klimat i udaliśmy się do dwóch podziemnych miast: Derinkuyu oraz Kaymakli. Dwóch z przynajmniej setki, która znajduje się w Kapadocji... Szczuje się, że w pierwszym z nich żyło około 10 000 osób, a drugim mniej - około 3000! Musiały to być dość małe osoby, bo momentami było baaardzo ciasno. Padły nawet mocne słowa, że żyło tam plemię ludzi-kretów ;) Przy okazji obkupiliśmy się w różnej maści pamiątki i zjedliśmy pidę.

Wieczorem chętni mgli skorzystać z tureckiej łaźni, a ci mniej chętni zostali w hotelu smakując tureckie wina (bo przecież Kapadocja to kraina w win także słynąca ;))
W sobotę, z samego rana, odwiedziliśmy zakład garncarski, gdzie co niektórzy mogli spróbować swoich sił z kołem i gliną ;)

Tego dnia odwiedziliśmy także muzeum w Goreme, w którym znajdują się przeliczne kościoły skalne z pierwszych wieków naszej ery oraz Dolinę Gołębi (Pigeon Valley), która dzięki zachodzącemu słońcu, zrobiła na mnie duże wrażenie. Wieczorem mieliśmy okazję uczestniczyć w Nocy Tureckiej, gdzie główną atrakcją (oprócz open baru) były pokazy regionalnych tańców, nie zabrakło oczywiście tańca brzucha oraz tradycyjnego pokazu zaślubin. Bawiliśmy się znakomicie, niestety impreza dość szybko się skończyła...









Niedziela, nasz ostatni dzień w tej bajkowej krainie. Zostaliśmy wywiezieni do Parku Paşabağlar (Paşabağlar National Park), bo podziwiać niesamowite formacje skalne, które większości kojarzyły się z męskimi członkami.. (Chociaż według mnie w rankingu są niżej niż łuk z Sidi Ifni). Odwiedziliśmy jeszcze Dolinę Devrent oraz miejscową winiarnię, którą z powodu awarii gazu niestety nie mogliśmy zwiedzić.



I tak skończyła się nasza magiczna wycieczka po Kapadocji. Widzieliśmy kilka miejsc, ale naprawdę tylko kropa w morzu tego co można tam odwiedzić i czego doświadczyć. Niektórzy z nas wybrali się na lot balonem, większa ekipa pojeździła quadami. A niektórzy po prostu rano spali dalej.

6 komentarzy:

  1. hehe łuki sidi ifni pozostają nr 1 :P:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne miejsce.
    Zapraszam do mojej galerii ze Złotego toku ;) Wszak tam też są skalne tunele!

    ŚCISKAM!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. już byłam i obejrzałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powinnaś założyć galerię "Szlakiem Kamiennych P...osągów" :P

    OdpowiedzUsuń