"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

czwartek, 23 grudnia 2010

Mauretania - zdjecia

Kilka zdjec z pustynnej Mauretanii..

Nouadhibou. Drugie co do wielkości miast Mauretanii. Słynie z wraków pałętających się na wybrzeżu, ogrodzonej murem plaży, śmieci, jedzenia u Senegalczyka i domków z ikei.

Dzień relaksu na plaży w najmniejszym i najbardziej zaśmieconym parku narodowym w jakim byłam - Cap Blanc. Zobaczyliśmy nawet fokę i delfina, a chłopaki złowili nam kolację!

A to najsłynniejszy wrak w okolicach Nouadhibou. Udało nam się na niego nawet wejść, jednak nie zabawiliśmy długo, gdyż szef ekipy dekompletującej owy stateczek wygonił nas dość szybko. Ale robi wrażenie. Tylko szkoda, że Ci ludzie nie myślą i nie zrobią z tego atrakcji turystycznej... Chociaż może wówczas już nie miałby swojego uroku?

Kolejna atrakcja Mauretanii - pociąg. W tym pustynnym kraju znajduje się tylko jedna linia kolejowa, po której jeździ najdłuższy pociąg świata ponoć [Maciek doliczył się około 160 wagonów]. Wskoczyliśmy do jednego z nich, a co! Wyskoczyliśmy 11 godzin później, setki kilometrów dalej, cali zapyleni, zakurzeni, zaspani. Ale warto było!

Zdjęcie z Ataru, miasta w dupie świata. W sumie to nic ciekawego tam nie ma, jest ono jedynie bazą wypadową na wielblądzie wycieczki, na które nas nie było stać. Ale wiemy gdzie piwo można kupić ;) niestety my nie skorzystaliśmy, drogie było jak cholera.


Ataru ciąg dalszy. Ludzie kolorowo się ubierają.


Nie mam pojęcia o czym mówiła Iwonka, ale widownię miała niezłą.. Maciek się popłakał chyba z wrażenia. JustAda w torbie grzebała!


Nie stać nas było na wielbłądy, ale za to zafundowaliśmy sobie wycieczkę w okół Ataru. Nawet na wydmę wjechaliśmy!


Coś tu żyło.


A tu się Wojtek zakopał, bo Pan mu napęd na 4 wyłączył, seseses :D


Strach się bać i wchodzić do takiego sklepu. Chociaż te butle przynajmniej ładnie są ułożone :)


Pan siedzący. W cieniu raczej.


A Ataru pojechaliśmy do Chinguetii, zobaczyć wydmy. Po drodze takie ot widoczki mieliśmy.


Chinguetii, jeszcze większa dupa świata. Gorąco było, uf jak gorąco.


Stare miasto Chinguetii.


Ahmed Cherife, sympatyczny sprzedawca materiałów. Zaprosił nas na herbatę, odział mnie i Iwonę w szmatki i powiedział, że następnym razem mamy u niego nocleg za free [serio, serio, działa w coachsurfingu]. Tylko taki troszeczkę, że tak powiem, delikatny był...

4 komentarze:

  1. afryka dzika, tyryryryr. : D
    3majcie się, i wesołych świąt. ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. na 7 zdjęciu "taaakiego miał!" hihihi

    wracaj wracaj!

    OdpowiedzUsuń
  3. no właśnie chciałam zapytać o czym tak zawzięcie Iwona opowiadała...że zebrała taką MĘSKĄ widownię;>:D w tym samym czasie Maciek wygląda na zasmuconego?:>:P:D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. stateczek de best. po kształcie rufy i nadbudówki wywnioskowac mozna, że ma pond 30 lat:)

    OdpowiedzUsuń