Tamil Nadu, goracy stan poludniowych Indii, do ktorego wrocilismy po pobycie na Sri Lance. Stan, w ktorym mozna spotkac krowy z pomalowanymi na rozne kolory rogami, gdzie znajduje sie jedno z najstarszych miast swiata, a ludzie mowia jednym z najstarszych jezykow swiata, na ulicach kroluja arbuzy, a slonie blogoslawia pielgrzymow w kolorowych swiatyniach.
Z Chennaiu, gdzie wyladowalismy, udalismy sie od razu do Pondicherry, nadmorskiego miasta, w ktorym nadal znajduja sie francuskie nazwy ulic. Glowna atrakcja tej miesciny jest wlasnie tzw Biale Miasto, gdzie na wakacje przyjezdza mnostwo Francuzow. Mozna sie udac na spacer takze do ogrodu botanicznego, jednak komary skutecznie z niego nas wypedzily - dla mnie o wiele przyjemnijeszy byl park miejski. Wieczorem turysci i mieszkancy spotykaja sie na bulwarze nadmorskim, gdzie znajduje sie m.in pomnik Gandhiego.Nastepnie udalismy sie do miejscowosci Thanjavur, gdzie w czasie zwiedzania palacu miejskiego, ja i Grzyb zostalismy zamknieci w wiezy. Na szczescie po dziedzincu krecili sie jeszcze straznicy - nie spedzilismy tej nocy na zminej posadzce ;) z ciekawostek to w palacu owym mozna zobaczyc szkielet wieloryba... w Thanjavur sie rozdzielilismy. Agu i Kamil w poniedzialek spakowali manatki i pojechali dalej, my zostalismy jeszcze na jeden dzien, by zobaczyc swiatynie Brihadishwary, ktorej pilnuje swiety byk Nandi. Ten akuret jest jednym z najwiekszych w Indiach, ma ponad 3m wysokosci i 6 dlugosci oraz stworzony jest z jednego kawalka skaly. Akurat kiedy go ogladalismy poddawany byl kapieli, z rusztowania oczywiscie.I dojechalismy do Madurai, jedneo z najstarszych misat na swiecie. Ogilnie za bardzo nie ma co tam robic, wiec spedzilismy tam tylko jedna noc. Wieczorem udalismy sie do palacu Tirumali Nayak, gdzie w towarzystwie komarow obejrzelismy sobie spektakl swiatla i dzwieku opowiadajacy historie krota Turumali. W Madurai znajduje sie jedna z najwspanialszych swiatyn poludniowych Indii - Meenakshi. Odwiedzilismy ja razem z Michalem, ktory mieszka w tym miescie od kilku miesiecy. Do duzego, ponad 6ha kompeeksu udalo nam sie wejsc dopiero za 3 razem, przy 3 bramie. Powodem tego byl oczywiscie nasz stroj. Kiecka za kolano niektorym nie odpowiadala, powinna byc do kostek... no ale jeden ze staznikow dal sie przekonac do niej ;) Pozniej spotkalismy sie ponownie z Michalem i Miral, dzieki ktorym odkrylismy smaki kuchni tamilskiej! Zabrali nas do knajpki, w ktorej jadaja tylko Tamilowie (a takie my lubimy!), a jedzenie bylo przepyszne :) Wieczorem wskoczylismy w pociag, ktory zawiozl nas Kanyakumari. Znajduje sie tam wysuniety najbardziej na poludnie przyladek Polwyspu Indyjskiego - Przyladek Komorin. Misteczko to jest baaaardzo popularne wsroc autochtomow. Cos jak nasz Hel czy Jastarnia ;) Glowna atrakcja kurortu sa dwie wyspy i dotarcie do nich promem, gdzie kazdy z nas musial miec kamizelke asekuracyjna. Na jednej z wysp znajduje sie swiatynia, tam Viviekanda (ktokolwiek to byl) medytowa, na drugiej stoi wielgachny pomnik tamilskiego poety. Znajduje sie tu takze swiatynia, w ktorej mezczyzni musza zdjac koszulki.. Dzien zakonczylismy na wiezy widokowej, obserwujac zachod slonca, wsrode niezliczonej liczby Hindusow - oni zapewne uznali to za romantyczne doznanie.I w tym miejscu konczy sie nasz pobyt w Tamil Nadu - naszym nastepnym celem byla Kerala :-)
Z Chennaiu, gdzie wyladowalismy, udalismy sie od razu do Pondicherry, nadmorskiego miasta, w ktorym nadal znajduja sie francuskie nazwy ulic. Glowna atrakcja tej miesciny jest wlasnie tzw Biale Miasto, gdzie na wakacje przyjezdza mnostwo Francuzow. Mozna sie udac na spacer takze do ogrodu botanicznego, jednak komary skutecznie z niego nas wypedzily - dla mnie o wiele przyjemnijeszy byl park miejski. Wieczorem turysci i mieszkancy spotykaja sie na bulwarze nadmorskim, gdzie znajduje sie m.in pomnik Gandhiego.Nastepnie udalismy sie do miejscowosci Thanjavur, gdzie w czasie zwiedzania palacu miejskiego, ja i Grzyb zostalismy zamknieci w wiezy. Na szczescie po dziedzincu krecili sie jeszcze straznicy - nie spedzilismy tej nocy na zminej posadzce ;) z ciekawostek to w palacu owym mozna zobaczyc szkielet wieloryba... w Thanjavur sie rozdzielilismy. Agu i Kamil w poniedzialek spakowali manatki i pojechali dalej, my zostalismy jeszcze na jeden dzien, by zobaczyc swiatynie Brihadishwary, ktorej pilnuje swiety byk Nandi. Ten akuret jest jednym z najwiekszych w Indiach, ma ponad 3m wysokosci i 6 dlugosci oraz stworzony jest z jednego kawalka skaly. Akurat kiedy go ogladalismy poddawany byl kapieli, z rusztowania oczywiscie.I dojechalismy do Madurai, jedneo z najstarszych misat na swiecie. Ogilnie za bardzo nie ma co tam robic, wiec spedzilismy tam tylko jedna noc. Wieczorem udalismy sie do palacu Tirumali Nayak, gdzie w towarzystwie komarow obejrzelismy sobie spektakl swiatla i dzwieku opowiadajacy historie krota Turumali. W Madurai znajduje sie jedna z najwspanialszych swiatyn poludniowych Indii - Meenakshi. Odwiedzilismy ja razem z Michalem, ktory mieszka w tym miescie od kilku miesiecy. Do duzego, ponad 6ha kompeeksu udalo nam sie wejsc dopiero za 3 razem, przy 3 bramie. Powodem tego byl oczywiscie nasz stroj. Kiecka za kolano niektorym nie odpowiadala, powinna byc do kostek... no ale jeden ze staznikow dal sie przekonac do niej ;) Pozniej spotkalismy sie ponownie z Michalem i Miral, dzieki ktorym odkrylismy smaki kuchni tamilskiej! Zabrali nas do knajpki, w ktorej jadaja tylko Tamilowie (a takie my lubimy!), a jedzenie bylo przepyszne :) Wieczorem wskoczylismy w pociag, ktory zawiozl nas Kanyakumari. Znajduje sie tam wysuniety najbardziej na poludnie przyladek Polwyspu Indyjskiego - Przyladek Komorin. Misteczko to jest baaaardzo popularne wsroc autochtomow. Cos jak nasz Hel czy Jastarnia ;) Glowna atrakcja kurortu sa dwie wyspy i dotarcie do nich promem, gdzie kazdy z nas musial miec kamizelke asekuracyjna. Na jednej z wysp znajduje sie swiatynia, tam Viviekanda (ktokolwiek to byl) medytowa, na drugiej stoi wielgachny pomnik tamilskiego poety. Znajduje sie tu takze swiatynia, w ktorej mezczyzni musza zdjac koszulki.. Dzien zakonczylismy na wiezy widokowej, obserwujac zachod slonca, wsrode niezliczonej liczby Hindusow - oni zapewne uznali to za romantyczne doznanie.I w tym miejscu konczy sie nasz pobyt w Tamil Nadu - naszym nastepnym celem byla Kerala :-)
a, ten słoń to prawdziwy? :)))
OdpowiedzUsuńPrawdziwy! za kilka rupii daje blogoslawinstwo dotykajac glowy traba...;)
OdpowiedzUsuńMnie też kiedyś prawie zamknęli ale to było w ogrodach i w Pradze. Dałabym się zamknąć w hinduskiej wieży i czekałabym na hinduskiego księcia!
OdpowiedzUsuń