"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

sobota, 15 maja 2010

Wyjazd służbowy ;)

Kolejny raz wywiało mnie, w tym roku, na południe Polski, lecz znów nie w jedno, konkretne pasmo górskie, ale w 3 małe porozrzucane od siebie miejscowości. I znowu był to wyjazd służbowy ;) Dużo jeździliśmy samochodem, mało chodziliśmy po górach, był czas na spotkania ze znajomymi czy na piwko w Krakowie. Ale po kolei. W pewną niedzielę, późnym wieczorem wyruszyliśmy do Warszawy i z dwoma butelkami wina wylądowaliśmy, już bardzo wczesnym poniedziałkiem, u Tomka - znajomego Pawła. Oczywiście nie skończyło się tylko na owym winie, ale to już mniej istotne ;) Pół kolejnego dnia spędziłam miło zawracając czas Jędrkowi oraz męcząc go zdjęciami z Indii; a drugie pół w samochodzie pędzącym na południe. Spotkanie w Piwnicznej Zdroju. Przyszło dość sporo osób, tylu się nie spodziewaliśmy, większość znana nam z zawodów z poprzedniego roku, co bardzo ułatwia pracę. Już rok temu mocno uderzyło mnie to, że ludzie tutaj bardzo dużo się uśmiechają. Widać to w ich twarzach, zachowaniu czy w mowie. Coś rewelacyjnego. Mam wrażenie, że są oni szczęśliwi, na takich przynajmniej wyglądają. Prawdę mówiąc też chciałabym mieć takie urocze zmarszczki przy oczach, takie od serdecznego uśmiechu :-) W ogóle Piwniczna bardzo mi się podoba. To takie małe miasteczko, położone w kotlinie górskiej, a teraz pięknie zielone, taką młodą zielenią, pachnące, spokojne. I wiadomość dla zainteresowanych - w tym roku nocleg na MM nie będzie pod Niemcową, tylko znacznie niżej ;) I najpiękniejsze gwiazdy w życiu widziałam właśnie tam. W Chatce pod Niemcową.
Z Piwnicznej polecieliśmy do Krakowa. Przypadkiem trochę, ale wykorzystaliśmy to na wieczorny spacer po Starym Mieście. Byliśmy tam we wtorek wieczorem. Wiecie jak wygląda Gdańsk w tym samym czasie? Śpi. A Kraków żyje pełną piersią. Następnego dnia dość dużo się działo, najpierw spotkanie w Rabce Zdroju, przejazd w ulewie do Opola, spotkanie z Wojtkiem, szybkie piwko (tylko ja oczywiście) i późnym wieczorem wylądowaliśmy w Złotym Stoku, w kopalni złota, którą prowadzi Ela z rodziną. Mówię wam - rewelacja. Miejsce ma w sobie niesamowity, przyjazny urok; położone w dolinie niby w małym miasteczku, a jednak z boku.
Następnego dnia w końcu wyszliśmy w teren :) przeszliśmy trochę kilometrów w okolicach Lądku Zdrój, dyskutując czy zawodnicy będą tutaj biec pod górę czy może lepiej jak tu akurat będą zbiegać. I udało nam się wstrzelić w dzień bez deszczu.. nie było rewelacyjnie ciepło, ale wilgotność nie osiągnęła 100%. W tym mieście robię zawody pierwszy raz, Paweł już wcześniej z nimi współpracował. Chce im się. Burmistrzowi bardzo się spodobała idea zawodów, już myśli jak zachęcić mieszkańców miasta i gminy do wzięcia udziału ;)
A wracając w strugach deszczu zajechaliśmy do Wrocławia, do Martyny, na piasta oczywiście ;) I już wiem, że w czerwcu napiszę co nieco o Wrocławiu.

1 komentarz:

  1. i bardzo się cieszę, że napiszesz o Wrocławiu :)

    OdpowiedzUsuń