"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

środa, 17 lutego 2010

Intensywny tydzien na Sri Lance

Jak mowia slowa pewnej piosenki "Droga moze byc celem", tak naszym celem w poniedzialkowy dzien, 8.02.2010 r, bylo pokonanie trasy Kandy - Ella pociagiem. Caly czas znajdowalismy sie w centralnych, gorzystych prowincjach kraju, wiec ta trasa uchodzi za bardzo urokliwa i taka rzeczywiscie jest. Wsiedlismy do zatloczonego pociagu w Kandy, usiedlismy po lewej stronie i rozpoczelismy 8 godzinna podroz. I warto bylo! Tory leza wzdluz wzgorz, pociag leniwie snuje sie pomiedzy krzewami herbacianymi, mija spadajace z gory wodospady, przejezdza przez kilkanascie, jak nie wiecej, tuneli. Najwyzsza wysokosc jaka osiognelismy to 1880 m n.p.m, gdzie cumulusy przelewaly sie przez zbocza gor. Niestety nie pokaze Wam teraz zdjec (i nie dolacze ich do poprzednich postow), gdyz zapomnialam zabrac ze soba kart sd :(-edit! foty juz sa ;)W koncu dotarlismy do Elli, malej miejscowosci, polozonej miedze wzgorzami. Jest ona dosc popularna wsrod turystow, dlatego tez ceny w niej byly wyzsze niz w innych miejsach, w ktorych do tej pory bylismy. Nad wsia - bo to nawet nie jest miasteczko - goroje Ella Rock, na ktoraj z braku czasu nie weszlismy, za to nastepnego dnia udalismy sie na Maly Szczyt Adama (Little Adam's Peak). Piszac post o Kandy narzekalam, ze nie zobacze plantacji hebraty. Ale bylam w bledzie! Nie dosc, ze pociag doslownie wil sie miedzy herbacianymi krzewami, to idac na te gore przechodzolismy przez pola herbacian! Po prostu herbaty jest tu - w centralnych prowincjach - mnostwo!Po pobycie w Elli udalismy sie w strone Gory Adama (Adam's Peak, 2243 m n.p.m.) - miejsca pielgrzymkowego wyznawcow buddyzmu. Mowi sie, ze w tym miejscu Adam postawi swoje pierwsze kroki wychodzac z nieba. Inna nazwa to Sri Pada - czyli miejsce, z ktorego Budda opuscil ziemie i pozostawil odcisk swojej stopy gleboki na 9 m. Szczyt Adama zawny jest takze Samanalakande - czyli miejsce, grzy motyle przylatuja umierac (co jest prawda!). Nasza baza wypadowa bylo Dalhousie - mala, komercyjna miejscowoc. Do pokonania mielismy ok 5200 schodow(!) i po 3 godz (ja - ostatnia) znalezlismy sie na szczycie.
Kolejny punkt programu to wizyta w parku narodowym - Sinharaja Forest Reserve - ostatnim niezniszcoznym lesie tropikalnym na Sri Lance. Moje marzenie - pojechac do lasu tropikalnego sie spelnilo (moze nie w 100%, ale zawsze cos! ;)). 12 godz zajelo nam przemieszczenie sie miedzy Dalhousie a Deniyaya, jechalismy 5 autobusami, niekiedy naprawde waskimi drogami, tak waskimi, ze kierowca mial problemy z zakrecaniem na serpentynach. W pakru musielismy wziac obowiazkowo przewodnika, ktory pokazywal nam to i owo, np. tropikalne pajaki, stonogi, kameleony. I juz wiemy gdzie pieprz rosnie! Wlasnie tam! [Teraz jeszcze musimy doowiedziec sie, gdzie raki zimuja i bedziemy znali odpowiedzi na zagadki wszechswiata!]. Mielismy nawet eskorte - kilku zolnierzy przyjechalo na cwiczenia i czesc trasy pokonali z nami. A roslinnosc byla cudna, zielona, pachnaca, poplatana. Niestety nie mam za duzo zdjec, bo i tak nie dalo sie tego wszystkiegp uchwycic aparatem.Galle to nasz nastepny przystanek. Jest to miasta polozone na poludniowym wybrzezu wyspy. Centralna jego czesc zajmuje Fort, w ktorym toczy sie normalne zycie. Wchodzac do owego fortu ma sie wrazenie, ze jestemy w jakims malym europejskim miasteczku - spowodowane jest to licznymi portugalskimi i holenderskimi budynkami.Zostalo nam kilka dni, wiec postanowilismy spedzic ja na plazy i udalismy sie do Mirisy - jestem teraz w miejscu polozonym najbardziej na poludnie, w kotrym kiedykolwiek bylam! Plaza jest bajeczna, czysta, ciepla woda, w poblizu bary, knajpy. Jest zdecydowanie wiecej ludzi niz w Kalkudah (ale tam nie bylo sezonu), co nam jednak zbytnio nie przeszkadza.
I tak nasz pobyt na Sri Lance powoli dobiega konca. Pojutrze jedziemy do Colombo, skad w nocy mamy lot do Chennaiu. Pozniej postaram sie wrzucic wiecej zdjec. I chce jeszcze dodac, ze powyzszy opis, to zaledwie garstka tego, czego doswiadczamy, widzimy, czujemy. Wiecej mam w swoim notesie ;)

5 komentarzy:

  1. Och cudownie!Już nie mogę się doczekać aż po powrocie opublikujesz zapiski ze swojego notesu!!!
    Chciałabym znaleść się teraz z Wami na takiej wspaniałej plaży, nie myśleć kompletnie o niczym i prażyć się w słońcu.
    Ściskam mocno!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. w tym pociągu to chyba czuliście się jak w wesołym miasteczku! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. w końcu dałaś znak życia!... patrząc na zdjęcia po części rozumiem, ale to Ciebie całkowicie nie usprawiedliwia;> raki chyba zimują w braniewskiej pasłęce hehe.
    ps. malinowa może być, ale gdybyś znalazła hibiskusa to byłoby super:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widze na fotce z plaży, że Kamil lepi ładny zamek z piasku!

    OdpowiedzUsuń
  5. gosiu wracaj już- zazdrość mnie zżera i chcę już wszytskie fotki obejżeć i usłyszeć całą historie wyprawy na żywo :) buziaki

    OdpowiedzUsuń