"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński

poniedziałek, 26 lipca 2010

Deszczowo-kajakowo

Wybraliśmy się na kajaki. Długo na to czekaliśmy, udało nam się zgrać, wszyscy mieli wolny weekend, cieszyliśmy się jak dzieci, bo dawno nie biwakowaliśmy, dawno razem czegoś wspólnie nie robiliśmy. W piątek spakowaliśmy się w samochody z czego powstały 3 ekipy:
1. Kasowa - Kas, Asia, Scarlett
2. Kosowa - Kos, Kasia, Batman, Maciek
3. Krawczowa - Krawczu, Kamiś, Agata i ja
i w sobotę, na jeden dzień tylko dojechała ekipa braniewska - Aga i Priamo :-) Na miejscu, czyli w Swornychgaciach oczywiście (no bo gdzie moglibyśmy jechać na kajaki, jak nie tam?) czekał już na nasz Prilas. I tak wyszło nas 14 osób, które z uśmiechami na twarzach w sobotę, w strugach deszczu wskoczyły do kajaków! Tak, tak! Padało, a nawet lało momentami. Zaczęło już w nocy, ale w wtedy zbytnio nam to nie przeszkadzało - spaliśmy sobie smacznie w namiotach. Rano nawet przestało, mieliśmy więc nadzieję, że tak będzie cały dzień.. Jadąc do Rolbika, gdzie zaczynaliśmy (rzeka Zbrzyca) zgubiliśmy się w lesie, Kosowi zagrzał się samochód i stwierdziliśmy, że są kurki.
Rzeka rewelacja - fajnie meandrująca wśród pól czy przepływająca przez piękny las. Do Laski zastanawialiśmy się czy płynąc dalej, czy już tu zakończyć naszą kajakową przygodę. Mimo deszczu płynęło się całkiem fajnie - nie wiało, nie było za zimno, więc zdecydowaliśmy - lecimy dalej. Za Laską mieliśmy do pokonania 5 małych jezior. Ja nie przepadam za pływaniem po jeziorach, ale nie było wyjścia. Na szczęście nie było fal, daliśmy jakoś radę, tylko zaczęliśmy z sił opadać. Za jeziorem Śluza jednak zrezygnowaliśmy, przyjechał po nas Janusz i zrobiliśmy busem etap rajdu Kormoran. Ale Maciek i Batman popłynęli dalej. Spotkaliśmy się już w Swornychgaciach.
I tu z nieba, niczym deszcz, spadł nam Janusz. Zaproponował nam nocleg u siebie, w Wielkich Zaniach, położonych jakieś 1,5 km od Swornychgaci. Nocleg pod dachem. Ucieszyliśmy się jak dzieci, byliśmy cali przemoczeni, dodatkowo namiot Kosa i Kasi zmienił się w basen. Tak więc impreza przeniosła się pod dach. I powiem wam, było bardzo, bardzo fajnie :-) dawno się tak nie uśmiałam! Nawet raz popłakałam się ze śmiechu ;)
W niedzielę udaliśmy się do Chojnic celem odwiezienia Prilasa. Przy okazji zajechaliśmy do maka na kawę, lody i inne świństwo. Swoją drogą moim odkryciem roku jest właśnie mak w Chojnicach, nieźle, nieźle. No i skończyliśmy, wsiadamy do samochodów i Agu nie może odpalić... Nie może i nie może. Załamka totalna. Zlecieli się chłopaki (Kos był rewelacyjny - zostawił samochód na środku drogi, na wysepce, na awaryjnych i dodtkowo podniósł klapę, żeby nie było ;-)), powstało od razu kilka teorii spiskowych, podłączyliśmy dwa akumulatory, nadal polo nie odpala.. Bohaterem okazała się Batman - coś odkręcił, coś przykręcił i załapało! Przy okazji nauczyliśmy się nowego, trudnego słowa. Niestety wyleciało mi już z pamięci..

Dziękuję wszystkim za przybycie i mam nadzieję, że więcej takich akcji w takim gronie!!! :-)

PS. Zdjęcia będą - później :-)

PS. Opis Agaty :-)

5 komentarzy:

  1. lało lało - kajaki nabierały wody. a ja tak wierzyłam że będzie słońce! było super!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołączam sie do Gosi podziękowań dla wszystkich przybyłych bo jakby nie było wiadomo za co piliśmy :D:D:D Pomimo,że wszyscy przygotowaliśmy sie na słońce, a o deszczu nawet nie pomyślelismy było..., jak to powiedzieć.... CZADOWO ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. to słowo to jak pamiętam immobilizer :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wiedziałam, że coś z M:D

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja myślałam, że na A się zaczyna :D

    OdpowiedzUsuń