Wybraliśmy się na kajaki. Długo na to czekaliśmy, udało nam się zgrać, wszyscy mieli wolny weekend, cieszyliśmy się jak dzieci, bo dawno nie biwakowaliśmy, dawno razem czegoś wspólnie nie robiliśmy. W piątek spakowaliśmy się w samochody z czego powstały 3 ekipy:
1. Kasowa - Kas, Asia, Scarlett
2. Kosowa - Kos, Kasia, Batman, Maciek
3. Krawczowa - Krawczu, Kamiś, Agata i ja
i w sobotę, na jeden dzień tylko dojechała ekipa braniewska - Aga i Priamo :-) Na miejscu, czyli w Swornychgaciach oczywiście (no bo gdzie moglibyśmy jechać na kajaki, jak nie tam?) czekał już na nasz Prilas. I tak wyszło nas 14 osób, które z uśmiechami na twarzach w sobotę, w strugach deszczu wskoczyły do kajaków! Tak, tak! Padało, a nawet lało momentami. Zaczęło już w nocy, ale w wtedy zbytnio nam to nie przeszkadzało - spaliśmy sobie smacznie w namiotach. Rano nawet przestało, mieliśmy więc nadzieję, że tak będzie cały dzień.. Jadąc do Rolbika, gdzie zaczynaliśmy (rzeka Zbrzyca) zgubiliśmy się w lesie, Kosowi zagrzał się samochód i stwierdziliśmy, że są kurki.
Rzeka rewelacja - fajnie meandrująca wśród pól czy przepływająca przez piękny las. Do Laski zastanawialiśmy się czy płynąc dalej, czy już tu zakończyć naszą kajakową przygodę. Mimo deszczu płynęło się całkiem fajnie - nie wiało, nie było za zimno, więc zdecydowaliśmy - lecimy dalej. Za Laską mieliśmy do pokonania 5 małych jezior. Ja nie przepadam za pływaniem po jeziorach, ale nie było wyjścia. Na szczęście nie było fal, daliśmy jakoś radę, tylko zaczęliśmy z sił opadać. Za jeziorem Śluza jednak zrezygnowaliśmy, przyjechał po nas Janusz i zrobiliśmy busem etap rajdu Kormoran. Ale Maciek i Batman popłynęli dalej. Spotkaliśmy się już w Swornychgaciach.
I tu z nieba, niczym deszcz, spadł nam Janusz. Zaproponował nam nocleg u siebie, w Wielkich Zaniach, położonych jakieś 1,5 km od Swornychgaci. Nocleg pod dachem. Ucieszyliśmy się jak dzieci, byliśmy cali przemoczeni, dodatkowo namiot Kosa i Kasi zmienił się w basen. Tak więc impreza przeniosła się pod dach. I powiem wam, było bardzo, bardzo fajnie :-) dawno się tak nie uśmiałam! Nawet raz popłakałam się ze śmiechu ;)
W niedzielę udaliśmy się do Chojnic celem odwiezienia Prilasa. Przy okazji zajechaliśmy do maka na kawę, lody i inne świństwo. Swoją drogą moim odkryciem roku jest właśnie mak w Chojnicach, nieźle, nieźle. No i skończyliśmy, wsiadamy do samochodów i Agu nie może odpalić... Nie może i nie może. Załamka totalna. Zlecieli się chłopaki (Kos był rewelacyjny - zostawił samochód na środku drogi, na wysepce, na awaryjnych i dodtkowo podniósł klapę, żeby nie było ;-)), powstało od razu kilka teorii spiskowych, podłączyliśmy dwa akumulatory, nadal polo nie odpala.. Bohaterem okazała się Batman - coś odkręcił, coś przykręcił i załapało! Przy okazji nauczyliśmy się nowego, trudnego słowa. Niestety wyleciało mi już z pamięci..
Dziękuję wszystkim za przybycie i mam nadzieję, że więcej takich akcji w takim gronie!!! :-)
PS. Zdjęcia będą - później :-)
PS. Opis Agaty :-)
lało lało - kajaki nabierały wody. a ja tak wierzyłam że będzie słońce! było super!!!
OdpowiedzUsuńDołączam sie do Gosi podziękowań dla wszystkich przybyłych bo jakby nie było wiadomo za co piliśmy :D:D:D Pomimo,że wszyscy przygotowaliśmy sie na słońce, a o deszczu nawet nie pomyślelismy było..., jak to powiedzieć.... CZADOWO ;)
OdpowiedzUsuńto słowo to jak pamiętam immobilizer :)
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że coś z M:D
OdpowiedzUsuńa ja myślałam, że na A się zaczyna :D
OdpowiedzUsuń