Coraz bardziej przekonuję się w tym, że każdy z nas ma jakiś talent. Niekoniecznie artystyczny czy objawiający się w denerwowaniu ludzi. I coraz częściej myślę, że odkryłam jakiś talent w sobie, mianowicie zdolność do przewracania się. W ciągu niespełna 2 lat, pięć razy zaliczyłam przysłowiową glebę. Piszę o tym na owym blogu, ponieważ zdecydowana większość z nich miała miejsce w czasie moich podróży. I nie wiem co się dzieje, czy ja jestem taką ciamajdą, że ciągle się wywracam, czy może to, że wolę bujać w obłokach i podziwiać wszystko to wokół, zamiast patrzeć się pod nogi?
Ostatni wypadek natchną mnie do zrobienia osobliwej galerii, przedstawiającej moje "pamiątki".
Zacznijmy od Indii (marzec 2010). Przewróciłam się w miłe święto - dzień kobiet - tak paskudnie, że odwiedziłam hinduską przychodnię, co było całkiem ciekawym doświadczeniem. Ślad po tej przygodzie do tej pory mam na prawym kolanie. Po trzech dniach wyglądałam tak:
Następnie, także w roku 2010 (koniec grudnia) kolanami powitałam ziemią marokańską tuż po przekroczeniu granicy z Mauretanią. Nie było tak strasznie, jak za pierwszym razem, ale kolana ładnie mi spuchły (na prawym kolanie blizna z Indii):
Maj 2011. Tym razem Polska i niestety bez zdjęcia. Dziękuję władzom UG, czy komu tam innemu, że w czasie koncertów tak postawili jakiś durny namiot, że pod jego cieniem całkowicie schował się krawężnik zlokalizowany na drodze do WC. Dzięki temu posunięciu miałam obite kolano, zdarty nadgarstek i zdarty policzek. Dobrze, że coś mnie wcześniej tknęło i schowałam okulary do torby. A i z tego co wiem, nie tylko ja zaliczyłam glebę w tym miejscu.
Turcja. Gleba nr 1 - Antalya, październik 2011. Prawie nic się nie stało, poza tym, że zielone spodnie znowu wylądowały u krawca. Idąc, czytałam przewodnik po tym pięknym kraju i w pewnym momencie klęknęłam. Do tej pory nie wiem jak.
Gleba nr 2. Izmir. Środek deszczowej nocy, nawet koty nosy pochowały. Noga zleciała z krawężnika (taaak, sama..), trochę się wykręciła, z nią poleciały kolana, twarz na szczęście cała. Jakoś doczłapałam się do domu, zagryzając wargi i połykając łzy (twarda jestem przecież, nie mogłam pokazać, że boli, nie?), stopa cała spuchnięta. Następnego dnia (nie pytajcie dlaczego dopiero następnego dnia, długa historia z PZU w roli głównej) odwiedziny w szpitalu, śłiiitaśne focie mi strzelili, kazali kupić kule (a jak!) nałożyli bandaż i pomachali na do widzenia. I to jest chyba najgorsza gleba, jaką miałam, ponieważ jestem w chwili obecnej ciut uziemiona z moimi nowymi koleżankami..
Taki oto mam talent! Mam nadzieję jednak, że nie będzie się on bardziej rozwijał i że owa galeria już się nie powiększy!
Pozdrawiam z zasypanego śniegiem Afyon!! ;-)
ps. Taratata, a blog ma dwa lata! :D
Ostatni wypadek natchną mnie do zrobienia osobliwej galerii, przedstawiającej moje "pamiątki".
Zacznijmy od Indii (marzec 2010). Przewróciłam się w miłe święto - dzień kobiet - tak paskudnie, że odwiedziłam hinduską przychodnię, co było całkiem ciekawym doświadczeniem. Ślad po tej przygodzie do tej pory mam na prawym kolanie. Po trzech dniach wyglądałam tak:
Następnie, także w roku 2010 (koniec grudnia) kolanami powitałam ziemią marokańską tuż po przekroczeniu granicy z Mauretanią. Nie było tak strasznie, jak za pierwszym razem, ale kolana ładnie mi spuchły (na prawym kolanie blizna z Indii):
Maj 2011. Tym razem Polska i niestety bez zdjęcia. Dziękuję władzom UG, czy komu tam innemu, że w czasie koncertów tak postawili jakiś durny namiot, że pod jego cieniem całkowicie schował się krawężnik zlokalizowany na drodze do WC. Dzięki temu posunięciu miałam obite kolano, zdarty nadgarstek i zdarty policzek. Dobrze, że coś mnie wcześniej tknęło i schowałam okulary do torby. A i z tego co wiem, nie tylko ja zaliczyłam glebę w tym miejscu.
Turcja. Gleba nr 1 - Antalya, październik 2011. Prawie nic się nie stało, poza tym, że zielone spodnie znowu wylądowały u krawca. Idąc, czytałam przewodnik po tym pięknym kraju i w pewnym momencie klęknęłam. Do tej pory nie wiem jak.
Gleba nr 2. Izmir. Środek deszczowej nocy, nawet koty nosy pochowały. Noga zleciała z krawężnika (taaak, sama..), trochę się wykręciła, z nią poleciały kolana, twarz na szczęście cała. Jakoś doczłapałam się do domu, zagryzając wargi i połykając łzy (twarda jestem przecież, nie mogłam pokazać, że boli, nie?), stopa cała spuchnięta. Następnego dnia (nie pytajcie dlaczego dopiero następnego dnia, długa historia z PZU w roli głównej) odwiedziny w szpitalu, śłiiitaśne focie mi strzelili, kazali kupić kule (a jak!) nałożyli bandaż i pomachali na do widzenia. I to jest chyba najgorsza gleba, jaką miałam, ponieważ jestem w chwili obecnej ciut uziemiona z moimi nowymi koleżankami..
Taki oto mam talent! Mam nadzieję jednak, że nie będzie się on bardziej rozwijał i że owa galeria już się nie powiększy!
Pozdrawiam z zasypanego śniegiem Afyon!! ;-)
ps. Taratata, a blog ma dwa lata! :D
Najlepsze życzenia dla naszego dwulatka:) też mam nadzieję, że nie będziesz kontynuowała tej tradycji. występuje tu pewna prawidłowość: z kolejnym wypadkiem jest on poważniejszy, także daj sobie z tym spokój;>
OdpowiedzUsuńprzepisali Tobie coś przeciwzakrzepowego?
mam nadzieję, że więcej gleb nie będzie. coś tam mi przepisali
OdpowiedzUsuńHahah mogę przybić piątkę a nawet dwie!
OdpowiedzUsuńNa kostkę jeszcze polecam dużo okładów z lodu, oczywiście z własnego doświadczenia ;)
wracaj do zdrowia!